i wyrwałam się dziś na wiosenną wyprawę z ulubioną Sis. Przemarsz po sklepach i lunch w ulubionej knajpce dobrze nam zrobił. Osiągnęłam błogostan, w którym dawno już nie byłam. Miło tak wyrwać się, odrealnić swój byt i nie myśleć o sprawach bardzo codziennych. W pewnym małym sklepiku stanęłyśmy przed wyborem strasznym. Poprosiłam o pomoc w zakupie guzików do mojego swetrzyska. To było straszne i trwało tyle ile wybór koloru samochodu, ale dałyśmy radę i są trzy piękne zielone guziki. Oczywiście nie potrafię zrobić tak zdjęcia, żeby oddać prawdziwe kolory, no ale może kiedyś się nauczę.
Szkoda, że to tak krótko trwało, bo powrót do rzeczywistości był przykry, a potem było już tylko gorzej, a teraz jest do bani. No cóż wiosenny nastrój jak banka mydlana. Pyk i już go nie ma, ale podobno zaraz można zrobić nową bańkę, ale ja jej dziś już nie potrafię zrobić. No dobra dość smęcenia, przejdźmy do konkretów.
Swetrzycho – płaszczycho rośnie aż miło. Mam nadzieję, że mi włóczki wystarczy bo idzie jak woda.
Mimo wszystko pozdrawiam ciepło i życzę miłego weekendu.
Aaaaaaaa zapomniałabym :) odpowiedź na pytanie o różową kokardkę brzmi: Różowego fisia ma moja starsza córka Maja, a ja mam nieustającą nadzieję, że poziom ulubienia tego koloru wkrótce się zmniejszy i dojdzie do poziomu tolerującego też inne kolory.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję bardzo za pozostawiony komentarz. :*
Przepraszam z włączenie weryfikacji obrazkowej ale od pewneczo czasu bardzo nękają mnie spamerzy. Wybaczcie