Wiem, wiem człowiek nie może sie tak nieskromnie chwalić. No ale w tym przypadku musze bo inaczej się uduszę.
Bardzo długo przymierzałam się do pierwszej próby farbowania włóczki. Zawsze mi się wydawało, że to jest jakaś mega skomplikowana akcja. Dużo czytałam na ten temat, dużo oglądałam filmików w necie. No i nastał wreszcie ten piękny dzień w którym stwierdziłam, że albo dziś albo nigdy.
No i wyszły cztery precelki. Nieskromnie powiem, że wyszły dokładnie tak jak sobie to założyłam.
Jak widać kolor jest prawie identyczny z tym jaki ma mój ogródkowy bez.
Generalnie rzecz ujmując jestem zachwycona efektem końcowym. Szukam teraz odpowiedniego wzoru by spożytkować te piękne precelki. Wyobrażam sobie, że będzie z tego jakaś miła bluzeczka letnia w sam raz pasująca do białych spodni. Iiiiiiiiiii ale mi się podoba.
Niestety z początkowej fazy farbowania zdjęć brak bo byłam tak zaaferowana akcją, że ….. zapomniałam ;)
Włóczka została nawinięta w precelki na nogach krzesła, potem dość długo moczyły sie w ciepłej wodzie z płynem do naczyń. Gdy zabrałam sie do organizacji stanowiska pracy okazało się, że nie mam gara emaliowanego. I tu z pomocą przyszedł małżonek. Przyniósł mi starodawne wiadro emaliowane. Wprost idealne do farbowania. Nie dość, że duże to jeszcze z drewnianą rączką dzięki, której w każdym momencie można ten kocioł ściągnąć z gazu. No i nalałam gorącej wody, dolałam octu i soli wsypałam czerwonej farbki i wsadziłam te precelki. Metodą prób i błędów stwierdziłam że jak podgrzeję wodę to farbka szybciej łapie. No i się tak gotowało na maleńkim ogniu przez 40 min
Potem wsadziłam precelki do farbki wrzosowej i tak samo leżały tam 40 min a na końcu do farbki chabrowej na 40 min. Po tych zabiegach precle wsadziłam do woreczków i wsadziłam do parpwara na 15 min
Po upieczeniu płukałam precelki w zimnej wodzie i rozwiesiłam na balkonie aż do wyschnięcia.
Na 100% będę farbować w najbliższym czasie. Zakochałam się w tym na maksa. Następnym razem będę prawdopodobnie eksperymentować z zieleniami i turkusami.
Musze sobie do tego czasu kupić silikonowe rękawice bo paluchy sobie trochę popoiekłam i duuuuuuuużo różnych kolorów farbek, bo zdecydowanie się przydadzą :)
Farbowanie zdominowało dzisiejszy wpis, a ja pragnę także sie pochwalić tym, że wczoraj pobiliśmy gitarowy rekord Guinessa. Graliśmy w strugach deszczu, zmokłam jak pies, gitary zmokły, katar mam ale do księgi zostaniemy wpisani ;)
A dziś – leniuchuję i chce mi się grilla. Karkówa marynuje się w lodówce a na dworze jest tak zimno i pada buuuu ;(