czwartek, 31 maja 2012

czwartego wyboru

Czekaliśmy, czekaliśmy aż sie doczekaliśmy. Przyszła ta piękna chwila w której moje maleńkie dzieciątko zaczyna edukację przedszkolną. Od początku maja uczestniczymy w rekrutacji i w poniedziałek ogłoszono wyniki. Ewcia nie dostała się do przedszkola pierwszego wyboru – takiego które jest najbliżej domu i najbardziej nam pasuje. Dostała się do przedszkola aż czwartego wyboru i powinnam na kolanach do Częstochowy iść że w ogóle się dostała. Byłam w tym przedszkolu. Na pierwszy rzut oka jest fajnie, no ale w praniu się okaże. Jest tylko mały feler – odległość od domu to tak mniej więcej 18 km. No cóż. Młoda pozna uroki komunikacji miejskiej.

DSC_0734

Dzwoniłam dziś do przedszkola pierwszego wyboru, ale nic nie da rady zrobić by się przenieść.

A tak w ogóle to dalej robótkowanie idzie mi jak po grudzie. Czekam na wyniki ostatniego egzaminu i jak go zdałam to muszę się szykować do obrony. Dobrze, że lipiec jest tak blisko. Tak blisko końca udręki szkolnej, a potem tylko przyjemności włóczkowe. Już nie mogę się doczekać

poniedziałek, 21 maja 2012

technika

O ludzie ale mam ostatnio przeboje z tą wszechogarniająca mnie techniką. Wydaje mi się, że jakoś sobie radzę z tymi wszystkimi nowinkami i postępem, który tak nieuchronnie pędzi do przodu. Jednak ostatnio parę rzeczy mnie po prostu przerosło i postawiło w totalne osłupienie. Zaczęło się w sumie bardzo niewinnie od przeprawy związanej z podpisem elektronicznym ważnych dokumentów. W myśl ustawy taki plik, opatrzony stosownym kwalifikowalnym certyfikatem jest pełnowartościowym dokumentem. Jakież było moje zaskoczenie gdy okazało się, że dokument nie jest dokumentem i jednak muszę dostarczyć ten sam dokument tylko wydrukowany i opatrzony stosem czerwonych pieczątek i podpisów osób, które podpisały ten dokument wcześniej elektronicznie. No absurd totalny.

Drugim totalnym zaskoczeniem była dla mnie rekrutacja elektroniczna do przedszkola. Udało mi się już za trzecim razem, bo jak robisz to za wolno to strona wygasa i trzeba od początku. Następnego dnia moja koleżanka już nie mogła zrekrutować swojej dzieciny, bo system padł. Wszyscy próbowaliśmy z różnych komputerów – no nie da się i klops. Rzutem na taśmę udało się jakoś. Najfajniejsze w rekrutacji elektronicznej jest to, że wydrukowane podanie trzeba dostarczyć do przedszkola w godzinach pracy pani sekretarki czyli 8-16. Kurde ja też pracuje w godzinach 8-16. No i kiedy? No i jak? Zadzwoniłam do przedszkola czy nie da się tak koło 7 dać pani wychowawczyni – tak jak dzieci do przedszkola przychodzą. No nie da się, ale za to ktoś z rodziny może przynieść to podanie. Hmmmm mogłam wysłać Ewcię samą ;) w końcu z rodziny jest. Miało być sprytnie, a wyszło jak zwykle, że trzeba się zwalniać z pracy i kombinować. Wiem, że to jeszcze nie koniec bo 28 maja ogłoszą wyniki i się okaże czy Ewa dostała się do przedszkola. No ale to jest już temat na zupełnie inne rozważania.

No i wreszcie mogę się pochwalić. Przez całą sobotę walczyłam z moją pracą magisterską. Technika, cudowny internet bezprzewodowy, mały laptopik pozwolił mi na dopieszczanie i wygłaskiwanie jej wśród zieleni, przy grillu, na działeczce. Dzięki tej całej technice mam plecy opalone jak po wakacjach na Teneryfie i zaakceptowaną, w fazie druku i oprawy pracę magisterską.

A dziś technika dopadła mnie w domu, na środku salonu. Wykład na uczelni e-learningowy to i egzamin w internecie. Człowiek sobie klika w bamboszach w domu a oceny jak najbardziej prawdziwe. Stresowałam się nim. No i jakoś poszło ;) a tak konkretnie to na 100%. Wychodzi na to, że został mi jeden – ostateńki egzamin i obrona i będę woooooooolna.

Ja tu gadu gadu o technice, a mi tu ciacho znika ze stołu ;)

DSC_1197

Powiem tak przepis na ciasto z truskawkami i rabarbarem podpatrzyłam u Asi. Truskawy jeszcze ostatnie resztki z mrożonek, rabarbar świeży, młody z działeczki a kruszonka istna poezja. Nigdy jakoś nie potrafiłam załapać dobrej proporcji, a ta jest genialna. Krucha, migdałowa, po prostu bajeczna.

Tęsknię za drutami, włóczkami. Wiem, że to już ostatnia prosta, a potem wszystkie weekendy będą moje.

niedziela, 6 maja 2012

pół niedzieli

Odkurzyłam moją boską maszynę. Jak byłam w ciąży Ewciowej małż kupił mi to cudo. Coś tam szyłam, coś kombinowałam. Ale chyba jestem zdecydowanie lepszą księgową niż krawcową ;) No ale cóż jak mus to mus, trzeba było dziś zasiąść do sprzętu i uszyć halkę do Majowej sukienki komunijnej. Szło jak po grudzie. Nigdy nikt mnie nie uczył szyć. Wyszło jak wyszło. Najważniejsze, że spełnia swoją funkcję. Unosi sukienkę od kolan i nie jest na kole, czego chciałam uniknąć. Już miałam wizualizację Mai jak wchodzi do ławki i to koło jej się unosi, a ona w panice upycha je, żeby kiecka była tak gdzie ma być.

DSC_0860

Wielki dzień już za tydzień. Czuję delikatną panikę, czy wszystko się uda. Wczoraj zamówiłam tort w mojej ulubionej cukierni. Pani spytała czy ma być w kształcie biblii. Nie, nie ma być. Zdziwiła się, ale przyjęła do wiadomości. Będzie piękny, prostokątny, z napisem “Pierwsza Komunia Święta Mai”.

Długo z małżem zastanawialiśmy się nad prezentem dla Mai z tej okazji. Propozycje były bardzo różne, ale wybór padł na Biblię. Chcemy w niej napisać dedykację od nas. Od mamy i taty. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie będzie pewnie zadowolona z tego prezentu w 100%. Pewnie wolałaby komórkę dotykową, tableta, czy jakiś inny bajer. Jednak tak sobie pomyślałam, że jak będzie miała 60 lat to ta Biblia prawdopodobnie z nią zostanie i może nie teraz, ale później będzie dla niej czymś cennym. Tak przynajmniej bym chciała.

Oj to będzie trudny tydzień. Nie dość, że cała masa zachodu z przygotowaniem imprezy komunijnej to jeszcze centralnie w sobotę mamy egzamin z analizy podatkowej. Kurcze nie wiem kiedy będę się uczyć. Dobrze, że to już prawie koniec. No i może w tym tygodniu odezwie się do mnie promotor i powie “Pani Aniu – nie mam uwag do pracy. Proszę drukować” Ehhh jak bardzo bym chciała.

Zatem pozdrawiam serdecznie w ten chłodny niedzielny wieczór

piątek, 4 maja 2012

kibicujemy

Burza wisiała w powietrzu od paru dni, zbierało się i zbierało. Myślałam, że nie uda nam się wybrać na mecz. Jednak pogoda dopisała i dopiero po skończonym meczu lunęło.

Ale ja nie o tym chciałam. Uwielbiam chodzić na mecze żużlowe. Nie wiem jak jest w innych miastach, ale we Wrocławiu można iść z całą rodziną i nie drżeć, że w popłochu będzie się musiało zwiewać ze stadionu w obronie przed kibolami. To miłe rodzinne święto. Moje dziewczyny były zaczarowane rykiem motorów. Sezon rozpoczęty więc pewnie jeszcze nie raz pójdziemy tego lata :)

DSC_0855

Dawaaaaaaj, jedzieszzzzzzzzzzz

DSC_0846

Wszystkie dzieciaki uwielbiają stać pod siatką i być najbliżej jak się tylko da.

DSC_0838

W sumie cieszę się, że dziś jest troszkę chłodniej, może wreszcie zabiorę się za jakąś robótkę ;)

czwartek, 3 maja 2012

intensywne dwa

O tak to były bardzo intensywne dwa pierwsze dni maja.

1 maja całą rodzinką wybraliśmy się na Rynek bić gitarowy rekord Guinnesa

DSC_0701

Rano zarejestrowaliśmy się i ćwiczenia trwały, aż do 16:00

DSC_0731

Moje kochane gitarzystki

DSC_0745

No i Małż ;)

DSC_0805 

i żeby nie było, że mnie tam nie było i że rekordu nie byłam ;)

DSC_0789 

Pobiliśmy rekord. Ponad 7000 osób grało na gitarach. Było ekstra za rok też będziemy grać. A tak w ogóle to kocham moje cudowne miasto.

DSC_0810

Po rekordzie zabraliśmy Maję na koncert. Taki prawdziwy, dorosły. Grał T Love i zespół, który pamiętam jak byłam w Majowym wieku. EUROPE. Czad normalnie czad. Młodej się podobała muzyka Dinozaurów

 

A wczoraj znów cały dzień spędziliśmy na powietrzu. Ciepło, miło, rodzinnie. Po tym weekendzie to będziemy opaleni jak po wczasach na Teneryfie. Lubię takie wspólne spędzanie czasu.

DSC_0771

A dziś też intensywnie będzie ;) no chyba, że burza nam te nasze plany pokrzyżuje.