Dziś nie będzie o włóczkach a o jedzeniu. Ostatnio z przerażeniem stwierdziłam, że w sklepie można kupić masło, które nie jest masłem, mleko które nie jest mlekiem, a śmietana jest jakimś obrzydliwym miksem. Nie zgadzam się na takie jedzenie. Staram się szukać produktów, które są naturalne i dalekie od tych syfów. Dlatego u mnie w domu króluje zupa dyniowa:
z prawdziwej dyni, którą mogę kupić z pobliskiego pola. Fachowa porada pani, która te dynie hoduje pozwala na wybór najodpowiedniejszego okazu. Dynia Hokaido nadaje się świetnie na zupkę jak i na surówkę z jabłkiem. Wystarczy dynię pokroić, poddusić na maśle,
zalać bulionem, doprawić czosnkiem, imbirem, solą i pieprzem, pogotować potem zmiksować i posypać grzankami. I można wcinać samo zdrowie :)
A wracając do mojego wkurzenia zakupowego, to dosłownie obrzydły mi wędliny. Są bez smaku, jak papier toaletowy i robią się śliskie na drugi dzień od zakupu. Jak tylko mogę staram się kupować nie te piękne hipermarketowe, ale takie swojskie pachnące dymem.
Zupełnie mi to nie przeszkadza, że mają trochę tłuszczyku, że są nierówne, ale przynamniej nie wypływa z nich obrzydliwa słona woda z jakimiś chemikaliami, którą są nastrzykiwane te piękne sklepowe.
Zła jestem na jakość produktów spożywczych i nie mówię tu o jakichś wyszukanych, ale o tych podstawowych. W serze białym sernikowym, który można kupić w wiaderku praktycznie nie znajdzie się sera. Przerażające to. Sięgam coraz częściej do starych przepisów. Do takich sprawdzonych. Przestałam piec serniki z wiaderkowego cuda. Nie daję się już nabrać. W moim serniku jest kilo najzwyklejszego sera z kostki, który moja mama musi zamówić w sklepie specjalnie, bo się nie sprzedaje. Przerażające.
Wolę poświęcić chwilkę więcej czasu na wykonanie takiego ciasta ale przynajmniej wiem, że zawartość sera w serze jest odpowiednia.
Przeraża mnie fakt fałszowania jedzenia i sprytne zabiegi marketingowe, żeby nas na to nabrać.
Jak człowiek przejdzie się po hipermarkecie, powoli i poczyta etykiety kupowanych produktów to włos na głowie staje. Spróbuj choć raz to zrobić. Sprawdź np. ile jest chrzanu w chrzanie….
No dobra mamy niedzielę, a ja długo mogłabym o tym żarciu marudzić :)
Małą prywatę urządzę i pokażę za to dumę hodowlaną mojego męża. Piotr jest fanatykiem ostrych potraw. Już nic nie jest w stanie go zaskoczyć ostrością. Szuka nowych wyzwań aż sobie wyhodował diabła nie papryczkę ;)
Powiem tak. To maleństwo potrafi zamordować dwa razy. Na wejściu i na wyjściu. Jak ziarenko pieprzu ma moc 100-600 SHU to ta mała pomarańczowa, niewinnie wyglądająca papryczka ma 100000-325000 SHU. heheh chłop mój lubi a jak lubi to niech cierpi :) ja sie nie tykam nawet
Takie same mam refleksje odnośnie jakości żywności, tylko niestety nie wszystko można zrobić w domu bo i czasu i warunków brak :(. W dodatku żywność pogarsza się strasznie szybko, na jakość kupowanych wędlin zwracam uwagę głównie w ciąży. 2 lata temu byłam w stanie kupić sobie szynkę wołową bez konserwantów i cukru, teraz każda, ale to każda wędlina ma w składzie albo sacharozę, albo fruktozę, ręce opadają, nie dość, że niezdrowe, to jeszcze niesmaczne i to są wędliny "z wyższej półki". A ser w wiaderku jeszcze można kupić, ale trzeba spędzić pół godziny na czytanie etykiet różnych producentów. Pewnie niedługo ci ostatni produkujący zmielony ser, a nie zagęszczone coś tam, się poddadzą.
OdpowiedzUsuńzgadzam się w 100% próbuję postępować podobnie!
OdpowiedzUsuńpost prawdziwy i bardzo na czasie...z zupa dyniowa (wg innego nieco przepisu ale dynia w skladzie kroluje!). Jesli chodzi o jedzenie modyfikowane to w Polsce jest jeszcze nie tak zle jak np. w UK...tutaj na opakowaniu z wedlinami jest wyrazny napis duzymi literami SZYNKA Z WODA....w smaku przypomina nic. kielbasa - jakby sie jadlo papier toaletowy....Na szczescie sa polskie sklepy i w nich mozna upolowac smakowite, nierowne, nie unijnie perfekcyjne smakolyki..od sera, przez ogorki i malinowki a na kielbasie z liscia skonczywszy :) buziaki xxxx
OdpowiedzUsuńAniu, jak ja Cię r9ozumiem. Polecam przeczytanie etykiety soku malinowego - czego tam nie ma: sok z aronii, z czarnej porzeczki, marchwi... tylko malin, jak na lekarstwo. No i kolejne marketingowe cudo - serek homogenizowany: prawdziwe coś z niczego. Wystarczy kupić kostkę twarogu, śmietanę, dodać troszkę cukru, zmiksować w blenderze i porównać ze sklepowym odpowiednikiem. Oj długo by wymieniać.
OdpowiedzUsuńA zupa dyniowa robi niesamowitą karierę. Pychotka!
ech... o tym jedzeniu szkoda gadać, a właściwie to należałoby i to jak najgłośniej. nawet można by jakąś manifestację zorganizować, ja bym poszła!
OdpowiedzUsuńjeśli masz jakieś namiary na normalne jedzenie we Wrocławiu, to ja poproszę :)
Co do wyrobów sklepowych to zgadzam się z Toba całkowicie. Ja mam ogródek, swoje kury i zdrowe jaja od nich a mięsa i wędliny kupuję na wsi lub sama uczę się robić. Na pewno wyjdzie mi to na zdrowie pozdrawiam Basia
OdpowiedzUsuńPodpisuję się obiema łapkami pod wszystkim co napisałaś :)
OdpowiedzUsuńDziękuje za wszyskie komentarze. Obiecuję, że rozwinę się kiedys w tym temacie jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńMój małżonek też uprawił sobie takie śliczne papryczki! I też je sobie sam. Pozdrawiam Beata
OdpowiedzUsuń